Swego czasu (będzie już chyba ponad miesiąc), brałem udział w webinarze zorganizowanym przez fundację COHABITAT, który był przekrojową prezentacją osób, przedsięwzięć, instytucji działających w duchu idei D.I.Y. (skrót od: do it yourself). Jak na kilka lat istnienia, to dosyć pokaźna i prężnie rozwijająca się społeczność. Można już, w zasadzie mówić o ruchu, który jest głównie skupiony w okół rozsianych po całym świecie, oddolnie organizowanych ośrodków, takich jak warsztaty, pracownie, kluby. Ludzie tam się spotykają, organizują sobie narzędzia, dokumentację, głównie udostępnianą na warunkach open source i wspólnie sobie majsterkują, dzieląc się przy tym swoimi doświadczeniami. W sferze zainteresowań ruchu, jest energia odnawialna, miejskie ogrodnictwo i produkcja żywności, tanie i ekologiczne budownictwo (np. ze słomy i gliny), maszyny i urządzenia zapewniające samowystarczalność, sposoby na przedłużanie żywotności produktów przemysłowych etc. Jednym słowem, szeroko rozumiana alternatywa dla dominacji konsumpcyjnego stylu życia.
![]() |
Więcej o projekcie Cohabitat można znaleźć tu: Cohabitat-Make |
Charakterystycznym rekwizytem takich miejsc, w zasadzie urosłym już do rangi symbolu, są drukarki 3D wykonywane samodzielnie, z różnych części przeważnie z odzysku ale nie koniecznie.
Dość ważną postacią dla ruchu, o której trzeba wspomnieć, jest osoba Marcina Jakubowskiego i jego koncepcja Open Source Ecology, która nie ogranicza się tylko do teorii jak ulepszyć świat, ale zaowocowała konkretnymi rozwiązaniami technologicznymi, za co gość został nawet nominowany do nagrody Nobla (!).
Jak w przypadku każdej kulturowej nowinki, dominującą siłą napędową rozprzestrzeniania się zjawiska jest oczywiście... moda. Na dzień dzisiejszy, chyba nawet bardziej niż rzeczywiste zrozumienie doniosłości tego trendu. Obecnie ma to jeszcze wymiar zabawy z kreatywnością i odkrywaniem innych niż kupowanie w markecie, sposobów zaspokajania ludzkich potrzeb. Przejawia się to szczególnie w przesadnym naśladownictwie oraz nasyceniu anglojęzycznymi zwrotami i nazwami. Nawet gdy istnieją sprawdzone, polskie odpowiedniki.
Skąd nagle taki masowy wybuch zainteresowania "ucieczką z konsumpcyjnego raju"?
Pierwsze co mi przychodzi do głowy, to obecny kryzys, który dość mocno przetrzebił klasę średnią i poważnie zachwiał podstawami ładu społeczno-ekonomicznego. Logicznym następstwem takiego kataklizmu, musiał być drastyczny spadek społecznego zaufania do instytucji i "autorytetów" będących ostoją dominującego porządku i próby samodzielnego poszukiwania alternatyw. Ten masowy spadek zaufania widać na co dzień w życiu i w mediach. Objawem jest wzrost skrajnych nastrojów, które stały się pożywką dla różnych ruchów politycznej ekstremy. Tym bardziej sfera kultury, stylu życia, obyczajowości nie mogła pozostać w takiej sytuacji nie tknięta.
Możliwe też, że jest to jakaś manifestacja tego, co od jakiegoś czasu już głoszą niektórzy socjologowie: że oto rodzi się nowa klasa społeczna tzw. "klasa kreatywna". Choć charakterystyki i definicje tej klasy u poszczególnych autorów troszeczkę się różnią, to są oni zgodni, że będzie to grupa ludzi, zajmująca się głównie wymyślaniem różnych rzeczy i rozwiązywaniem problemów. Nie koniecznie tylko tych, dotyczących zarabiania pieniędzy, gdyż ruch ten postuluje także zmiany społeczne.
Sharing Economy
Nie ma mowy tutaj o jakimś konkretnym manifeście ideowym. Są natomiast pewne dosyć wyraźne postulaty i pomysły. Według mnie, dość istotnym jest postulat "współpracy" - między jednostkami, grupami, instytucjami i całymi społeczeństwami - w ramach tzw. "zrównoważonego rozwoju", uzasadniany na różne sposoby, z jakimiś parareligijnymi argumentami włącznie. Przeciwstawiany on jest dotychczas obowiązującemu paradygmatowi "konkurencji" jako niezbędnemu warunkowi motywującemu rozwój i towarzyszącej mu "filozofii kija i marchewki". A więc takie koncepcje jak "ekonomia współdzielona" czy "konsumpcja współdzielona" (sharing economy) i bazujące na niej różne rozwiązania instytucjonalne, kładące nacisk na dostępność dóbr konsumpcyjnych dla każdego, w momencie gdy ich potrzebuje, a nie na ich posiadanie i bezrefleksyjne gromadzenie. I nie chodzi tu tylko o użyczenie komuś np. samochodu czy wiertarki ale również udostępnianie pomysłów, dokumentacji określonych rozwiązań czy urządzeń na zasadach "otwartych zasobów" (open source). Podobne koncepcje społeczno-ekonomiczne, nazywane potocznie "ekonomią alternatywną" tworzą już cały nurt idei, będący opozycją do obecnie narzuconego światu porządku, których popularność gwałtownie wzrosła w ciągu ostatnich lat. Kilka z nich zaprezentuję w kolejnych wpisach.
Niektórzy ekonomiści uważają nawet, że masowe wdrażanie rozwiązań opartych na pomysłach "ekonomii współdzielonej" może skutecznie zachwiać dotychczas dominującym modelem ekonomicznym, co jest optymistyczną informacją, bo przecież o to właśnie chodzi. Można to też odczytać jako ostrzeżenie przed reakcją systemu. To poprzez pryzmat tych idei należy oceniać masowe protesty przeciwko ACTA sprzed roku.
* * *
Oczywiście, ktoś zorientowany w temacie powie, że wyżej opisane postulaty i idee ruchu D.I.Y. oraz jemu podobnych, nie są niczym nowym, ani czymś specjalnie innowacyjnym.
W sumie racja. Takie idee znane są ludzkości od minimum XIX w. Liczne próby ich wdrażania miały miejsce już w krajach trzeciego świata np. w Indiach czy Ameryce Łacińskiej. Ideę "współpracy" znaną też pod pojęciami "kolektywizmu" czy "kooperacjonizmu" od lat głoszą i wdrażają w ograniczonym zakresie różne grupy subkulturowe czy organizacje lewicowe, np. punki, anarchiści, squaterzy czy hippies. Natomiast majsterkowanie popularyzował dekady temu Adam Słodowy.
Jednak to nie do końca to samo. Pomijając kwestie ideologiczne i polityczne, zasadniczą różnicą jest masowość. To nie są już jakieś komuny czy squaty organizowane przez grupki radykalnych aktywistów, na uboczach wielkich aglomeracji, którzy dążą do zmiany "systemu" drogą rewolucji opartej na bezpośredniej konfrontacji. To jakościowa zmiana w myśleniu, obejmująca swym zasięgiem coraz szersze rzesze ludzi, niezależnie od światopoglądu. Żyjących nie w wyizolowanych i zrewoltowanych enklawach ale w samym sercu "systemu". Podejmujących trud zmiany świata na lepszy od rzeczy małych, codziennych i na pozór błahych. To ludzie, którzy dokonują zmian, zaczynając od siebie, bez ideologicznego zadęcia, w swoim własnym, indywidualnym tempie.
Jak kropla, która drąży skałę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz